Rajd Sesja

Spotkałem się z opinią, że  specyficzna i unikalną atmosferę Rajdu Dakar poczuje się  jadąc  w tyle stawki. Podobnie jest w czasie sesji kiedy należy się do grona studentów, którym nauka idzie "nieco gorzej".

 
Jest taki czas w studenckim życiu, w którym ci młodzi ludzie zaczynają zastanawiać się skąd zdobyć dobre notatki, jakie przeczytać książki lub w jaki sposób najlepiej przyswoić sobie wiedzę z mijającego semestru. Wielu z nich jest wtedy jakby lekko podenerwowanych               i z opadniętą ze zdumienia szczęką spoglądają na tych, którzy w tym samym czasie i tych samych okolicznościach zachowują stoicki spokój. Choć to zdenerwowanie do niczego nie prowadzi to jednak czasem nie można się od niego uwolnić tak jak wracający ze spaceru kundelek nie może uwolnić się od przyczepionych do jego ogona rzepów. Tak, ten czas to po prostu sesja. Warto jeszcze dodać, że w tym czasie co parę dni pod drzwiami największych sal na uczelni gromadzi się grono osób wśród których ubioru dominują czerń i biel i które wymieniają się wyuczoną dzień wcześniej wiedzą. I choć dla pewnej części ten czas mija dość szybko, a czasem jest nawet formalnością, dla niektórych, na przykład dla mnie, sesja jest jak wyprawa Odyseusza do domu po Wojnie Trojańskiej, albo jak próba przejścia wielbłąda przez ucho igielne. Jest po prostu walką o przetrwanie.
            Właśnie ta myśl, że sesja jest dla mnie walką o przetrwanie nakierowała mnie na to, że pod pewnymi względami jest ona podobna do Rajdu Dakar. W tym najtrudniejszym rajdzie, który ostatnimi latami rozgrywany był w Ameryce Południowej mamy do czynienia z dwoma typami zawodników. Pierwsi to ci, którzy jadą na czele stawki, walcząc o każdą minutę. Zaliczymy do nich takie osoby jak Carlos Sainz, Krzysztof Hołowczyc czy Marc Coma. Dla takich asów jak oni celem jest nie tylko ukończenie poszczególnych etapów, ale także osiągnięcie jak najlepszego wyniku. Do drugiego grona zawodników zaliczymy tych, którzy jadą na dalszych miejscach w stawce albo nawet na samym jej końcu. Dla nich wynik jest sprawą naprawdę drugorzędną. Dobry czas na mecie albo to, żeby powyprzedzać innych zawodników  nie ma specjalnego znaczenia. Ważne jest po prostu to, aby krok po kroku, w trudzie i determinacji kończyć każdy etap, aby wreszcie, gdy jest się już niemal u kresu sił, stanąć na linii mety.
            Podobnie rzecz ma się podczas studenckiej sesji. Jest grono takich osób, które poszczególne etapy i zaliczenia przechodzą z łatwością zgarniając przy tym całkiem niezłe oceny. Nie mają oni żadnych poprawek, a jeśli już się jakaś zdarzy to uznać ja można za wypadek przy pracy. Jest taką pojedynczą awarią, która po prostu się zdarzyła i którą szybko można naprawić. I tak jak w sporcie czasami można się zastanawiać czy sukces przyszedł dzięki uczciwemu treningowi czy dzięki pewnym wspomagaczom tak i tutaj kwestią pozostawioną bez odpowiedzi jest to jaka część tych osób osiąga swoje wyniki tylko dzięki własnej pracy…
Są też studenci, którym idzie "nieco gorzej" niż czołówce czy nawet przeciętniakom.
Ja w każdym razie od grona studentów, którzy gładko radzą sobie z sesją zwyczajnie odstaję. Znacznie odstaję. Po prostu wącham dymek tych, którzy jadą znacznie szybciej. Należę właśnie do tej drugiej grupy. W zasadzie to niemal o żadnym zaliczeniu czy egzaminie, z którymi musiałem się zmierzyć, nie mogłem spokojnie powiedzieć, że poszło mi dobrze. Ktoś kto nie był w położeniu takich studentów jak ja może o nas powiedzieć nieuki i maruderzy. Ale czasem bardzo łatwo jest krytykować i oceniać jeśli się nie wie jak to jest być studentem, któremu nauka przychodzi               z wielkim trudem, który z mozołem, aczkolwiek niestrudzenie stawia czoło sesyjnym przeciwnością losu ledwo przemierzając etap za etapem i który nigdy nie wie czy kolejna wydma, którą trzeba będzie pokonać podczas „Rajdu Sesja” nie będzie tą wydmą w której się utknie na dobre.
            Dalej, obserwując ciężkie rajdy terenowe można zauważyć jak pomiędzy zawodnikami wytwarza się pewna jedność i solidarność. Generalnie zawodnicy chętnie sobie pomagają,               w razie potrzeby próbują wyciągać się z opresji, są wobec siebie życzliwi i wzajemnie się dopingują. Z czego wynika ta wspaniała solidarność? Wszyscy oni zmagają się z tymi samymi problemami, tymi samymi słabościami i w różnych sytuacjach w ich sercach pojawiają się te same uczucia. Przechodzenie przez te same doświadczenia powoduje poczucie jedności. To wspaniała umiejętność dzięki której wzajemnie sobie pomagając ludzie są w stanie pokonać wiele przeszkód, które w pojedynkę mogłyby być niemal nie do pokonania.
Moim zdaniem z takim samym zjawiskiem można spotkać się podczas studenckiej sesji, zwłaszcza wśród tych żaków, których próby zdobycia choćby trójki przypominają wyprawę Froda do Mordoru. Wspólne przechodzenie przez te same trudy powoduje powstanie pewnej przyjacielskiej solidarności i umocnienie więzi. Bardzo podobna więź wytwarza się pomiędzy żołnierzami walczącymi podczas wojny w tym samym oddziale czy pomiędzy osobami, które los zjednoczył w obliczu jakiejś przeciwności i trudu.
Ponadto nieodłącznym elementem Dakaru są awarie i rozmaite problemy techniczne. To bez wątpienia jest faktem. Faktem jest też jednak to, że kiedy masz kłopoty, kiedy nie możesz sobie poradzić o własnych siłach i to co dzieje się naokoło Cię przerasta – to obok Ciebie zjawią się inni kierowcy, którzy z chęcią pospieszą z pomocą odrywając na chwilę uwagę od tego, że sami walczą o to aby dotrzeć do celu.
Podobnie kiedy piszesz egzamin i napotkasz na pytanie, które jest jak wydma w której można ugrząźć, to znajdą się osoby, które na chwilę oderwą uwagę od pisania własnej pracy                       i podszepną Ci właściwą odpowiedź wyciągając Cię z  tej właśnie wydmy w której bez pomocy innych                    z pewnością utknęłoby się na dobre. Są takie osoby, które widzą, że gdy masz problemy, to nie przejadą obojętnie zostawiają Cię samego w tumanach piasku i kurzu ale zatrzymają się na chwilę by jeśli tylko to możliwe, udzielić pomocy i wsparcia. To dobrze, ale trzeba pamiętać też o tym aby samemu takim być.
            Rajd Dakar i studencka sesja… są to wydarzenia jakby z dwóch różnych światów, odległe od siebie jak dwie galaktyki w przestrzeni wszechświata. Mimo to mają ze sobą wspólne cechy. Pokonywanie krok po kroku poszczególnych etapów, zmaganie się                           z   licznymi, nieraz nawarstwiającymi się trudnościami, swoista jedność z tymi, którzy dzielą nasz los, wycieranie zmęczonej twarzy, podkrążone od zmęczenia oczy, walka o przetrwanie –   a wszystko to, żeby stanąć na linii mety i aby móc spojrzeć w lustro i powiedzieć do siebie, że jesteśmy ludźmi dzielnymi, którzy odważnie patrzą trudowi w oczy. Spotkałem się z opinią, że specyficzną i unikalną atmosferę Dakaru poczuje się jadąc w tyle stawki gdzie spotkać się można   z osobami, które mimo, że nie należą do najlepszych kierowców,  mimo że ich samochody szwankują, to nie brak im determinacji   i woli walki. I coś tym chyba jest. Może czasem dobrze w czasie sesji studenckiej znaleźć się wśród „ostatnich głąbów” (ja wśród nich znajduję się niemal zawsze) aby poznać co to znaczy niepodawanie się, co to znaczy nadzieja i docenić wartość koleżeńskich relacji. W momencie pisania tego felietonu ja jestem już na mecie. Moja droga przez bezdroża i pustynie sesji jest już historią, która zakończyła się sukcesem, ale niektórzy jeszcze błądzą pośród wydm                i kanionów różnych przedmiotów wchodzących w skład geograficznych studiów. Mam nadzieję, że i oni dotrą do mety. Ja nie należę do studenckiej elity – to fakt. Ale z pewnością należę do ludzi, którzy walczyli do samego końca.

                                                                                                                          
                                                                                                                     6.3.2012