Bądź odważnym człowiekiem, nie bój się ryzyka!!


       Czasami zdarza się tak, że boimy się podejmować ryzyka. Tymczasem często aby osiągnąć coś wyjątkowego i wartościowego to ryzyko trzeba podjąć.

       Pewnie niewielu z Was wie kto to jest Felix Baumgartner. Jest to jednak postać nieprzeciętna i nietuzinkowa. Urodzony w roku 1969 w Austrii jakiś czas służył w armii swojego kraju gdzie był spadochroniarzem i trzeba przyznać, że w swoim fachu stał się światowej klasy ekspertem. Jego doświadczenie pozwoliło mu bowiem dokonać takich wyczynów jak spadochronowy skok z wysokich na ponad 450 metrów Petronas Towers     w Kuala Lumpur, skok ze słynnego wieżowca Taipei 101 czy przeszybowanie na specjalnie skonstruowanych skrzydłach poprzez rozpościerający się miedzy Francją, a Anglią Kanał La Manche. Ostatnio Baumgartner jest zaangażowany w projekt Red Bull Stratos. Celem tego projektu jest skok z wysokości 120 000 stóp czyli niemal 37 kilometrów. W czasie tego skoku skoczek osiągnie prędkość przekraczającą barierę dźwięku i znajdzie się w rejonie atmosfery o tak niskim ciśnieniu, że potrzebny mu będzie specjalny skafander przypominający te używane przez kosmonautów udających się w podróż na Księżyc. Kilka miesięcy temu Baumgartner oddał testowy skok z wysokości na jakiej większości, a może i nikogo z nas prawdopodobnie nigdy nie będzie, a mianowicie z prawie 22 kilometrów. Skok zakończył się sukcesem.



            Wielu ludzi może sobie pomyśleć, że takie działania to bardzo duże ryzyko, że to głupota i bezsensowne, niepotrzebne narażanie swojego zdrowia lub życia. W pewnej mierze te osoby mają rację. Jednak ja chciałbym na to dzisiaj spojrzeć z innej strony. Cofnijmy się   w czasie. Pewnie ludzie, którzy żyli w tych samych czasach co Herodot zastanawiali się po co chce on zobaczyć odległe lądy i kraje. Przecież nie wiadomo było co może go tam spotkać  i na jakie niebezpieczeństwa się naraża. Może spotkać różne niebezpieczne społeczności i groźne zwierzęta. Herodot jednak, do którego często odnosił się Ryszard Kapuściński, podjął ryzyko, zgromadził obszerną wiedzę na temat innych kultur i krajów przyczyniając się do poszerzenia wiedzy współczesnych mu ludzi. Pomyślmy też przez chwilę o Amundsenie, który między innymi jako pierwszy dotarł na biegun południowy. Za jego czasów też   z pewnością były takie osoby, które mówiły, że to niepotrzebne ryzyko, że przecież z tego nic tak naprawdę nie wynika. Ten Norweg stał się jednak osobą szanowaną w świecie naukowym i do dziś jest uważany za jednego z największych podróżników. Z kolei ponad 100 lat temu gdy Walter Chrysler czy Nicola Romeo budowali samochody, też pewnie nie brakowało takich, którzy mówili, że te nowe pojazdy są niebezpieczne więc lepiej się tym nie zajmować. Dzisiaj jednak wiele osób na całym świecie docenia dobrodziejstwa korzystania   z samochodów.
Także i dziś, gdy ktoś dokonuje jakichś wyczynów wymagających pewnej dawki ryzyka, zawsze znajdzie się ktoś kto będzie mówił, że po co tak się narażać. Zaznaczę jednak, że na myśli mam takie wyczyny, które są czymś wartościowym, które stają się inspiracją dla wielu ludzi lub przysługują się dla rozwoju nauki i techniki, a nie takie gdy ktoś na przykład jedzie samochodem przez miejskie ulice z prędkością 200 kilometrów na godzinę. Tymczasem watro pomyśleć o tym, że często pewne ryzyko jest czymś czego nie da się wykluczyć chcąc odbyć niezwykłą wyprawę podróżniczą, dokonać jakichś odkryć czy osiągnąć sukcesy sportowe. Gdyby nie ta pewna ilość ryzyka, to dziś wiedza o świecie byłaby pewnie znacznie uboższa, nie istniałoby wiele wynalazków, choćby takich jak samoloty, samochody  czy statki, być może nie odkryto by różnych roślin, które mogą mieć lecznicze działanie także wobec chorób które występują współcześnie. Nie znalibyśmy też takich osób jak dwukrotny mistrz Formuły 1 – Mika Hakkinen,  mało kto słyszałby o Adamie Małyszu, czy utalentowanej kolarce Mai Włoszczowskiej, która niestety tuz przed olimpiadą doznała kontuzji. Myśle, że bez wielu tych wynalazków, odkryć czy inspirujących osób rzeczywistość byłaby o coś uboższa – a nie byłoby tego gdyby nie ryzyko.


Można to wszystko przełożyć na życie każdego z Nas. Często jest bowiem tak, że aby osiągnąć w życiu coś wartościowego to trzeba w jakimś stopniu zaryzykować. Nie można ulegać obawie przed porażką czy jakakolwiek potencjalną stratą, ośmieszeniem, niewypałem. To oczywiście nie jest niczym złym jeśli ktoś ma strachliwą osobowość, ale jeśli ktoś odczuwa strach przed podjęciem życiowych wyzwań i dążeniem do rozmaitych osiągnięć porównywalny do przerażenia Kudłatego i Scoobiego, którzy właśnie zobaczyli ducha albo potwora, to ważne jest to aby nie ulegać lękom i z wysoko podniesionym czołem dążyć do celu.
Jak zatem widzicie, można być osobą, która unika ryzyka i nie podejmuje wyzwań które daje los. Tylko z taką postawą można sobie zamknąć drogę do osiągnięcia wielu wspaniałych rzeczy, których wartości często nie przelicza się na pieniądze. Zatem chcąc być osobą, która mierzy wysoko, która chce być ambitna i nie wystarcza jej przeciętniactwo musi od czasu do czasu podejmować w pewnym stopniu ryzykowne decyzje. A ten kto w ogóle nie chce ryzykować niech lepiej w ogóle nie wychodzi z domu. Chociaż i tam ryzykuje chociażby poślizgnięcie się na mokrej podłodze…


                                                                                                     24.07.2012

Jeśli chcesz wiedzieć więcej o Feliksie Baumgartnerze i programie Red Bull Stratos odwiedź stronę:  http://www.redbullstratos.com

Mechanika Duszy


         Nie będzie niczym odkrywczym jeśli powiem, że warto regularnie kontrolować stan techniczny swojego samochodu. Ciekawe może być jednak to, że tak jak warto od czasu do czasu zajrzeć pod maskę, dobrze jest też zaglądać wgłąb siebie.



              Pewien człowiek miał samochód. Nie było to jakieś nadzwyczajne auto. Przeciętna maszyna, która nie wyróżniała się niczym szczególnym spośród wielu innych, które każdego dnia przemierzało ulice wioząc swoich właścicieli do miejsc pracy, na zakupy, w celu załatwienia różnych spraw czy też na weekendową przejażdżkę. Właściciel owego auta raczej nie za bardzo przejmował się stanem technicznym swojego samochodu. Nigdy nie sprawdzał poziomu oleju czy płynu hamulcowego. Ciśnieniem w oponach przejmował się tylko wtedy kiedy były one już niemal kompletnym kapciem. Karoserię mył raz na parę miesięcy, albo              i rzadziej, czasem zdarzało się więc, że ktoś napisał na nim słowo „brudas”. Przeglądami u mechanika też zbytnio się nie zajmował, a kiedy się już tam zjawiał, zawsze okazywało się, że trzeba dokonać wielu napraw. Jednak jakiś czas po takiej wizycie wszystko wracało do „normy”. Nie było zatem niczego dziwnego w tym, że jazda tym samochodem nie była zbyt komfortowa, często zdarzały się różne usterki, a ogólna sprawność pozostawiała wiele do życzenia. Niektórzy wyśmiewali się z tego człowieka i zastanawiali jak można tak zaniedbywać samochód, który często jest podstawowym środkiem poruszania się.
            Niedaleko niego mieszkał inny człowiek, który też miał samochód. W przeciwieństwie do swego sąsiada, szanował swoje auto. Nie był wprawdzie jakimś pedantem, którego                     o palpitacje serca przyprawiało drobne zakurzenie czy jakaś niewielka ryska, ale na pewno nie można było mu zarzucić, że nie dba o swój czterokołowy pojazd. Poziom wszystkich płynów i cieczy zawsze był na odpowiednim poziomie. Karoseria lśniła, różne elementy samochodu spisywały się bez większych zarzutów. Ów właściciel regularnie kontrolował stan samochodu i wymieniał zużyte elementy. Dzięki temu jazda była komfortowa i choć czasem nie dało się  uniknąć jakieś usterki, to nigdy nie były one  poważne. Inni ludzie podziwiali tego człowieka, że potrafi on tak dobrze dbać o swój samochód, choć czasami zdarzali się malkontenci, którzy coś tam z zazdrości lub niechęci krytykowali.

    

        Piszę o tym dlatego, że tak jak dba się o dobry stan samochodu, powinno dbać się  o stan swojego życia wewnętrznego i własnej duszy. Warto od czasu do czasu zajrzeć do swojego wnętrza, aby sprawdzić czy wszystkie śrubki są dokręcone, płyny na odpowiednim poziomie, czy czasem coś nie wymaga drobnej naprawy. Dobrze jest też jeśli ktoś regularnie chodzi do spowiedzi. Można to porównać do takiej kontroli w warsztacie, dzięki której różne niewielkie usterki można szybko usunąć i gdzie dobry mechanik zwróci naszą uwagę na rzeczy, których być może w codziennej jeździe nie zauważamy. Jeśli takie przeglądy robimy regularnie to myślę, że można być spokojnym o to, że nasz samochód będzie sprawny i nie zawiedzie nas na przykład na środku autostrady. Podobnie jest z duszą człowieka, który regularnie chadza do spowiedzi. Myślę, że taka osoba może być spokojna o jej stan i o to, że nie powinny się w niej zdarzyć żadne poważne usterki wymagające generalnych napraw.
            Jeżeli kogoś nie interesuje to, żeby sprawdzić stan techniczny auta i to, żeby czasem zajrzeć do mechanika aby zobaczył co dzieje się pod maską, to bardzo prawdopodobne, że taka osoba po jakimś czasie skończy tak jak ta fikcyjna postać o której napisałem na początku. Taka sytuacja ma też swój odpowiednik w życiu duchowym. Jeśli ktoś nie dba o stan swojego życia wewnętrznego, a do spowiedzi chodzi z częstotliwością opadów śniegu na Florydzie, albo wcale, to wkrótce jego duszę zacznie przykrywać coraz większa warstwa kurzu, różne elementy w będą w niej szwankować, a coraz większy bałagan i poczucie pustki we wnętrzu będą miały wpływ na to co dzieje się na zewnątrz - na pracę, relację z innymi, na patrzenie na siebie, innych i na świat. Bardzo prawdopodobne, że za jakiś czas będzie wymagany totalny remont, którego przecież łatwo można było uniknąć.
            Dwie osoby i dwa różne „style” zajmowania się swoimi autami…myślę, że lepiej brać przykład z tego drugiego człowieka. Nie tylko jeśli chodzi o pielęgnacje auta, ale także jeśli mowa o życiu duchowym.