Wyścigowa Niedziela

Promocja sportu w Poznaniu polega głównie na reklamowaniu piłkarskich zespołów i Term Maltańskich.  Co jednak z innymi dyscyplinami, a szczególnie sportem samochodowym?



       Wiele pieniędzy i wysiłków w Poznaniu poświęca się na promocję sportu. Na stronach internetowych, ulicznych plakatach czy w gazetach można zobaczyć zapowiedzi meczów Lecha Poznań i Warty Poznań.  Przeczytać można o ligowych i pucharowych zwycięstwach tych piłkarskich drużyn, zresztą  tak samo często jak o ich porażkach z wydawałoby się nieraz, dużo słabszymi przeciwnikami. Działacze na rozmaite sposoby starają się zachęcić ludzi, aby przyszli i tłumnie zajęli niebieskie krzesełka stadionu przy Bułgarskiej lub chcieli dopingować tę mniej utytułowaną drużynę, która swoją nazwę zawdzięcza przepływającej przez stolicę Wielkopolski rzece. Prócz tych drużyn promowane są także Termy Maltańskie, które miały korzystać z wód geotermalnych co pozostało jednak w sferze marzeń. Wstęp kosztuje kilkanaście złotych, a gdy jeden jedyny raz tam byłem, nie mogłem nawet skorzystać ze sportowego basenu.  Ostatnio do strefy promocji dołączył także triatlon, który miasto także będzie chciało wykorzystać do wypełniania swojego budżetu, co nasuwa się po analizie wysokich cen wpisowego.

W sumie nie było by w tym niczego zdrożnego gdyby nie to, że władze zdają się niemal zupełnie zapominać o innych dyscyplinach. Są przecież starzejące się, ale usytuowane w bardzo ładnym otoczeniu obiekty Olimpii gdzie, oczywiście po odpowiednich przygotowaniach, mogłyby odbywać się krajowe, a nawet międzynarodowe zawody lekkoatletyczne i gdzie nieopodal wytyczony został tor żużlowy. Jest poznańska Arena, która wciąż próżno czeka renowacji, a mająca potencjał dla organizacji światowych zawodów siatkówki i koszykówki. W końcu, na obrzeżach miasta nieopodal lotniczego portu, jest też wyścigowy „Tor Poznań”. Jest to najlepszy tor wyścigowy w Polsce także nadający się do organizacji wysokich rangą zawodów. Byłoby to całkiem realne, gdyby tylko znalazły się środki dzięki którym można by wybudować solidne zaplecze techniczne. Wydaje się, że tego miasto nie przewiduje. Co ciekawe, zdarzało mi się, że kiedy rozmawiałem o tym torze wyścigowym, ludzie byli zaskoczeni faktem, że w Poznaniu znajduje się tego typu obiekt, a dodam, że były to osoby mieszkające w tym mieście.

                         Tor Poznań - najlepszy tego typu obiekt w Polsce

Podczas jednej z sierpniowych niedziel postąpiłem na przekór całej tej kampanii promocyjnej i wybrałem się na wyścigi. Choć poranek był deszczowy, wsiadłem w samochód i wybrałem się na położony na obrzeżach miasta tor. Podróż mimo kiepskiej pogody minęła szybko, jednak gdy byłem już blisko celu, nieco pogubiłem się w plątaninie  podmiejskich uliczek.  Muszę przyznać, że dojazd na tor wyścigowy jest niestety słabo oznakowany. Po paru minutach znalazłem się jednak przed bramą  i po zapłaceniu 10 złotych za możliwość wjazdu samochodem na tereny obiektu, szybko odnalazłem się w znakomitym miejscu do obserwacji wyścigowych zmagań. Miejsce z którego patrzyłem na zawody znajdowało się tuż przy prostej startowej, gdzie rywalizację można było obserwować ze skromnych trybun lub znajdującego się na wysokości kilku metrów tarasu.  Wyścigi odbywały się w kilku różnych klasach. Były to takie kategorie jak Kia Lotos Race, 5 i 6 Runda Samochodowych Mistrzostw Polski, 7 runda cyklu Maluch Trophy oraz dwa wyścigi włoskiej serii Green Hybrid Cup.

Samochody startujące w Kia Lotos Race to niewielkie i raczej słabe jak na wyścigówki auta. Dysponują silnikiem o pojemności 1.2l i mocą 85KM, prędkość maksymalna to 190 km/h, a przyspieszenie do setki zajmuje 9s, co jest zasługą jedynie 840 kilogramów wagi.  Wyścigi potrafią być jednak bardzo emocjonujące, a to ze względu na to, że wszyscy zawodnicy dysponują autami o takich samych osiągach więc tutaj wygrywa po prostu lepszy kierowca. Cena auta? Niewielka, bo około 40 000 złotych. Cykl Samochodowych Mistrzostw Polski to z kolei kilka klas aut dzielonych ze względu na moc silnika. Dlatego możemy obserwować tam rozmaite maszyny zaczynając od zmodyfikowanych wersji Fiatów Seicento, które mam wrażenie można byłoby wyprzedzić nieco mocniejszym drogowym autem, przez wyścigowe wersje Hond CR-Z, VW Golfów, na ekstremalnie zmodyfikowanych, bardzo szybkich i bardzo głośnych BMW E90 kończąc. Małe Fiaty 126p biorące udział w Maluch Trophy tylko wyglądają  niepozornie. Maluchy było słychać już z daleka, a ich przyspieszenie na starcie potrafiłoby zawstydzić niejednego „bohatera” ulicznych wyścigów. Seria Green Hybrid Cup z kolei, to włoska, dosyć nietypowa seria wyścigowa, w której zawodnicy korzystają z Kii Venga wyposażonej w gazowy i elektryczny napęd.

         Choć  Kia to niezbyt mocne auto, wyścigi były bardzo emocjonujące

Choć na Torze Poznań nie panowała atmosfera znana z takich miejsc jak Monza czy LeMans, a tłum kibiców wynosił może około 100 - 150 osób z czego połowę stanowiły rodziny i znajomi zawodników, warto było się tam wybrać.  Padający na początku deszcz i doskwierający w drugiej części dnia upał nie przeszkadzał w podziwianiu mknących ku mecie aut czy wsłuchiwaniu się w dźwięki wydawane przez wyścigówki. Nie na co dzień można z tak bliska obserwować zacięte pojedynki o punkty w czołówce stawki, walkę o przyczepność na mokrej nawierzchni albo przepychanki na ciasnych zakrętach, których efektem nieraz był otarty lakier i sypiące się elementy karoserii. Poza tym rzadko kiedy widzowie mają okazję poczuć się niczym sławne osoby zaproszone przez wyścigowe teamy mogąc swobodnie przechadzając się po padoku i obserwując z odległości kilku metrów przebieg napraw i przygotowań do startu. Ci, którzy chcieli chwilę odpocząć od wyścigowych emocji mogli, w schludnym punkcie kateringowym,  zamówić coś do zjedzenia, napić się lub posmakować złotego trunku.  Jeśli ktoś zastanawiał się jak sprawdziłby się jako kierowca wyścigowy, mógł częściowo się o tym przekonać na jednym z symulatorów jazdy wyścigowym samochodem. Jeśli ktoś uważa, że nie jest to nic trudnego to powiem, że tylko sprawia to wrażenie łatwego zadania. Choć z drugiej strony po kilku okrążeniach na wirtualnej trasie udało mi się poprawić czas o kilkanaście sekund. Jednak większość osób, w tym ja, wolała śledzić zmagania na prawdziwym torze.

       Możliwość obserwacji pracy mechaników z niewielkiej odległości 
                            to duży atut poznańskich zawodów.

Pod koniec zawodów, przechadzając się po padoku i przypatrując się pracy mechaników, miałem okazję chwilę porozmawiać z Alessandrą  Breną. Alessandra jest włoską zawodniczką, która bierze udział w serii Green Hybrid Cup, ma też za sobą starty w wyścigowym Lamborghini Gallardo w europejskich zawodach Lamborghini Blancpain Supertrofeo. Dodam, że ma ona zaledwie 18 lat (ja w tym wieku od poniedziałku do piątku musiałem rano wstawać i jechać na kilka godzin do szkoły, której nie lubiłem i w której niewiele było osób z którymi można było pogadać na ciekawe tematy).  Pogratulowałem jej zajęcia trzeciego miejsca i zamieniłem parę zdań na temat włoskich samochodów sportowych. Zapytałem też co myśli o poznańskim torze. Z tego mini-wywiadu dowiedziałem się m.in., że dysponujemy w Poznaniu obiektem na wysokim poziomie, który dysponuje paroma trudnymi zakrętami.
Niestety prócz zawodników i zapaleńców motoryzacji mało kto dostrzega wspomnianą jakość i potencjał obiektu.

            W Polsce nie ma zbyt wielkiej mody na sport samochodowy.  Zainteresowanie motosportem  zazwyczaj kończy się na występach Roberta Kubicy, Krzysztofa Hołowczyca i ewentualnie Adama Małysza.  Wielu twierdzi, że nie mamy w naszym kraju warunków dla rozwoju sportu samochodowego. Uważam, że to nie do końca prawda. Stwierdzeniu temu przeczy to, co działo się owej niedzieli na obiekcie położonym na obrzeżach wielkopolskiej stolicy. Mamy potencjał i możliwości potrzebne dla organizacji tego typu, a nawet jeszcze większych wydarzeń. Póki co nie mamy tylko ludzi chętnych, aby promować i inwestować w tego typu działalność.




                                                                                                                      27.08.2013

Spotkanie na szczycie

W Poznaniu sukcesywnie powstają nowe budynki. Jednym z nich jest nowy gmach Biblioteki Raczyńskich. Młodzi Poznaniacy zastanawiali się jak najlepiej wykorzystać jego potencjał.



              Jakieś półtora miesiąca temu Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu oddała do użytku nowy gmach. Jest to duży, utrzymany w stonowanych barwach, a mimo wszystko prezentujący się całkiem nieźle budynek, który stoi zaraz za kremową, wybudowaną w XIX wieku budowlą, która jest siedzibą główną Biblioteki i która jednak prezentuje się lepiej niż jego świeżo wybudowany sąsiad. Budowa nowego gmachu trwała parę lat i kosztowała ponad 70 milionów złotych czyli mniej więcej tyle ile kosztowałoby nabycie 80 nowych Rolls-Royce’ów Ghostów. W związku z tym zamknięto stary gmach, który od kilkudziesięciu lat znajdował się parę ulic dalej, a cały księgozbiór, jak łatwo się domyśleć, przeniesiono do tego nowego.

            Właśnie dlatego Biuro Prezydenta Miasta Poznania wraz z Młodzieżową Radą Konsultacyjną zorganizowało otwarte dla wszystkich spotkanie na którym dyskutowano na temat jak dobrze wykorzystać nowe możliwości nowego budynku. Zastanawiałem się czy poświęcić swój cenny czas na to by się tam pojawić. Może będzie nudno, trzeba będzie się elegancko ubrać, a ja sam nie jestem zbyt rozmownym człowiekiem i raczej nie będę miał zbyt wiele do powiedzenia. W ciągu dnia wypowiadam bowiem tyle słów, że nie byłbym zdumiony gdyby ktoś pomyślał, że kilka pokoleń wstecz moja rodzina mieszkała w Finlandii. Jednak ostatecznie ciekawość wzięła górę i jako człowiek reprezentujący głos artystów oraz ktoś, kto prawie pięć lat pracował jako strażnik w zamkniętym już starym gmachu Biblioteki Raczyńskich, postanowiłem się tam wybrać. Ubrany zupełnie normalnie.

            Na dworze panował popołudniowy upał więc przyjemnie było wejść do klimatyzowanego pomieszczenia. Po przejściu przez dość długi hol ozdobiony jakimiś stojącymi na środku drzewkami, znalazłem się w niedużej kawiarni gdzie miało odbyć się spotkanie. Większość znajdujących się tam ludzi stanowiła starsza młodzież. Na szczęście większość nie była ubrana elegancko więc w pamiątkowej koszulce z 12 Poznań Maratonu raczej nie wyróżniałem się z tłumu. Co niektórzy zaopatrzyli się w darmowe placki i kawę. Być może myśleli, że dyskusja pochłonie tyle energii, że trzeba wcześniej solidnie się posilić. Zwłaszcza, że prócz podejścia do lady nic ich to nie kosztowało. Obecny był też pan dyrektor Biblioteki – Wojciech Spaleniak oraz pani wicedyrektor – Anna Chwalisz. Zająłem zatem miejsce gdzieś z tyłu całego towarzystwa, a po chwili zaczęła się dyskusja.

                   Biblioteka wybudowała nowy gmach. Jak wykorzystać jego potencjał?

            Nie pamiętam czego dotyczył pierwszy poruszony temat. Pamiętam tylko, że – mówiąc niczym erudyta szkolony przez samego profesora Miodka – nie byłem należycie obeznany z zagadnieniem. Z pokorą uznawszy, że w tym momencie niczego odkrywczego do dyskusji nie wniosę, siedziałem sobie spokojnie słuchając co mają do powiedzenia inni. Wielu próbowało wykazać się wyszukanym, niemalże salonowym momentami, słownictwem. Nie wiem czy chcieli sprawić wrażenie wykształconych i dojrzałych młodych obywateli poznańskiego społeczeństwa, zrobić wrażenie na tych, którzy siedzieli obok czy może po prostu  bali się, żeby nie wyjść na niezbyt bystrych. Robiło to w każdym razie śmieszne wrażenie. Dodam tylko, że w pewnym momencie pomyślałem sobie, że mogłem ze sobą zabrać słownik z trudnymi wyrazami. Chyba napiszę do Miodka żeby jakiś mi polecił.

            Cały czas siedziałem wycofany i jakby lekko przygaszony dopóki nie poruszono tematu propozycji wykorzystania nowego gmachu na działalności, powiedzmy, wykraczające poza to z czym zazwyczaj kojarzy się biblioteka. Bo widzicie, kariera początkujących artystów często jest niełatwa i burzliwa. Dopóki ich nazwiska nie staną się znane niełatwo im dotrzeć z własną działalnością do szerokiego grona odbiorców. Działalność takich ludzi często jest bardzo interesująca i niewiele gorsza, a czasem nawet lepsza od tego co prezentują sławni i nagradzani owacjami. Fakt, młodzi zazwyczaj nie są tak doświadczeni jak ci, na których się wzorują, ale przecież mają do tego prawo. Tylko jak mają zdobyć to doświadczenie skoro ich zapytania o możliwość występu czy zaprezentowania się często pomijane są milczeniem i kiedy mało komu chce się poświecić uwagę komuś o kim jeszcze niewielu słyszało?

            Właśnie dlatego pomyślałem sobie, że skoro w nowym gmachu znajdują się sale o całkiem dużej powierzchni warto byłoby dać możliwość zaprezentowania swoich prac właśnie tym, którzy są jeszcze mało znani i bardzo cieszy ich każda kolejna osoba, która doceni ich twórczość. Nie sądzę żeby dużym problemem było zorganizowanie i rozreklamowanie rozmaitych koncertów, występów kabaretowych, wystaw malarskich czy (w końcu nie zapominajmy że to biblioteka ) pomóc następcom Adama Mickiewicza albo Wisławy Szymborskiej. Na takie wydarzenia można by również zaprosić  przedstawicieli z branży, którzy daliby młodym cenne rady i pomogli w pokonaniu paru kolejnych szczebli na drabinie ich karier. I wcale nie musi być to wielki show na miarę DJ Tiesto czy pana Stinga. Wystarczyłyby spotkania choćby na kilkadziesiąt osób, które przyszłyby w sobotnie późne popołudnie by miło spędzić czas, posłuchać dobrej muzyki, zobaczyć ciekawy występ czy popatrzeć na ładne obrazy. Być może ktoś z tych ludzi wystąpi któregoś dnia przed kilkudziesięciotysięczną widownią, czyjeś obrazy znajdą się na wystawie w Paryżu, a zbiór opowiadań kogoś innego sprzeda się w godnym pozazdroszczenia nakładzie. Swoją opinię oczywiście przedstawiłem i została ona przyjęta z entuzjazmem i zainteresowaniem więc kto wie, może moje pomysły zostaną wykorzystane?

                            Oryginalne wnętrze sprzyjało konstruktywnym rozmowom.

            Na spotkanie przyszedł też Prezydent Poznania – Ryszard Grobelny. Jego zaangażowanie i postawa świadczyły jednak o tym, że nie za bardzo miał ochotę tam przebywać. Jego twarz śmiało mogła startować do konkursu na logo lekceważenia bądź stwierdzenia „nie chce mi się”. Czy tak powinien zachowywać się ktoś komu powinno zależeć na rozwoju kultury i wspieraniu możliwości rozwoju młodych ludzi? Wszystkim w pamięć najbardziej zapadł chyba jego żart na poziomie Familiady. Dyrektor Wojciech Spaleniak, nawiasem mówiąc bardzo sympatyczny człowiek, pół żartem – pół serio powiedział, że w Bibliotece można organizować zdjęciowe sesje ślubne. „Samych ślubów nie możemy organizować, bo ksiądz by się nie zgodził” – dodał żartem.
„Ale ja mogę udzielać ślubów!” – wystrzelił Grobelny.
Cóż, jeśli moc udzielanych przez pana ślubów jest taka sama jak efektywność rządów, to nie wróżę tym małżeństwom pomyślnego losu, panie Prezydencie.
Jego postawa była lekceważąca wobec przybyłych młodych ludzi, zwłaszcza tych, którzy poświęcili czas i energię, aby to spotkanie zorganizować.

Muszę przyznać, że mimo wyszukanego słownictwa używanego przez część osób i prób sprawiania wrażenia inteligentnych i kompetentnych, co jak wspomniałem śmieszyło mnie, cieszy, że są młode osoby które chcą wyrażać swoje zdanie, angażować się społecznie i pracować by poznaniakom żyło się lepiej i przyjemniej. O to właśnie chodzi!! Niech pan Prezydent się od nich uczy.


                                                                                                          13. 08. 2013