Każdy ma swoje cele i ambicje. To dobrze.
Co jednak w sytuacji, w której wydaje się, że marzenia zaczynają uciekać?
Często w rozmowach o sporcie
samochodowym spotykam się z pewnym zarzutem wobec wyścigów Formuły 1.
Chodzi o to, że ludzie niejednokrotnie mówią, że wyścigi są nudne, nic się nie
dzieje, nikt się nie wyprzedza i wszyscy jak w procesji jeżdżą przez półtorej
godziny po kilkukilometrowym kółku, od czasu do czasu zjeżdżając na wymianę
opon. Zgadzam się, że tak bywa. Jednak na
pewno nie można powiedzieć tego o
ostatnim wyścigu sezonu 2012, który miał miejsce pod koniec listopada w
Brazylii.
Do ostatnich zawodów bardzo
emocjonującego sezonu, nie była rozstrzygnięta kwestia kto zdobędzie tytuł
Mistrza Świata. Walka miała rozegrać się pomiędzy Hiszpanem Fernando Alonso, a
Niemcem Sebastianem Vettelem. W lepszej sytuacji był Vettel. Miał trzynaście
punktów przewagi nad rywalem. Mimo to wyścig zaczął się dla niego niezbyt
optymistycznie. Na starcie wyprzedziło go kilku kierowców, a po chwili został
lekko potrącony przez jakiś inny samochód. Wskutek tego Sebastiana obróciło
tyłem do kierunku jazdy, wyprzedzili go wszyscy kierowcy i znalazł się na
ostatnim miejscu. Do tego wyścigówka była lekko uszkodzona. Wszak można było
jechać dalej, ale czy usterki nie są na
tyle duże, że w pewnym momencie auto stwierdzi, że dalej nie pojedzie?
W tym momencie Vettel pomyślał, że to koniec marzeń o mistrzostwie
Wielu
ludzi śledzących wyścigowe zmagania pomyślało sobie zapewne, że to koniec
marzeń o trzecim z rzędu tytule dla tego młodego Niemca. W jednym z wywiadów
sam Vettel powiedział, że w tym momencie myślał, że mistrzostwo przepadło. Choć
sytuacja była dla niego dołująca, ruszył dalej. Po niedługim czasie zaczął
wyprzedzać pierwszych kierowców. Pogoń nie odbyła się jednak bez komplikacji.
Na szesnastym okrążeniu zaczęło padać, a podczas jednej z wymian opon pojawiły
się problemy przez które Vettel stracił kilka cennych sekund. W tym czasie Alonso
cały czas jechał w czołówce. Mimo to Niemiec nadal pruł w górę. Z pewnością
musiał wtedy trzymać nerwy na wodzy. Emocje kotłujące się w głowie poganiały do
jak najszybszej jazdy, ale rozsądek podpowiadał aby zbytnio nie szarżować –
nawierzchnia cały czas była mokra i każdy poślizg mógłby sprawić, że myśl o
zdobyciu tytułu rozbiłaby się o którąś z band bezpieczeństwa rozstawionych
wokół toru. Paru kierowców tego dnia bowiem nie zobaczyło przed sobą biało –
czarnej szachownicy. W końcu po wielu chwilach, nerwów, emocji, niepewności i
wiary w sukces, Sebastian Vettel dotarł do mety na szóstej pozycji. Czy to
wystarczy na zdobycie najwyższego tytułu?
Tak. Sebastian wygrał mistrzostwo
z trzypunktową przewagą nad Fernando, który wyścig ukończył na miejscu drugim, za
pierwszym na podium Jensonem Buttonem. Dla mnie był to chyba najlepszy wyścig
Formuły 1 jaki widziałem.
Czy można sytuację jaka miała
miejsce podczas tych zawodów odnieść do życia? Komuś może się to wydać
naciągane, inny pomyśli, że co ma wyścig samochodowy wspólnego z różnymi
sytuacjami, które nas spotykają. Ja jednak widzę powiązanie. Otóż każdy
człowiek ma jakieś plany czy marzenia związane z życiem osobistym, z rozwojem
pasji i zainteresowań, osiągnięciem sukcesu w jakiejś dziedzinie czy też w
swoim zawodzie. Każdy ma jakieś swoje „mistrzostwo”. Dodam tutaj, że nie słyszałem, żeby kiedykolwiek droga do sukcesu
i marzeń była drogą, którą zawsze idzie się lekko i łatwo. Myślę, że to dobrze.
Gdyby wartościowe rzeczy były łatwo osiągalne byłyby one niejako plastikowe i
kiczowate. W tym miejscu wtrącę pytanie retoryczne. Co robimy gdy natrafiamy na
problemy lub w chwilach kiedy wydaje się nam, że to do czego dążymy i na czym
nam zależy jest niemal niemożliwe do osiągnięcia i nam ucieka tak jak Alonso
uciekał przed Vettelem? Może się wtedy pojawić myśl, żeby zrezygnować, że po co
się trudzić skoro i tak się nie uda, że to jakieś bujanie w obłokach. Zdarza
się, że odchodzimy od tych rzeczy gdyż wolimy wybrać po prostu łatwiejsze
rozwiązanie (dając dojść do głosu ludzkiej tendencji do unikania wysiłku, a
szukania wygody) tracąc chęć do podjęcia trudu i wiarę w siebie, bojąc się
zaryzykować lub też zwyczajnie ulegając lenistwu. Wtedy powiększa się na
świecie grono osób, które pewnego dnia stwierdziły, że owszem, plany i marzenia
są fajne, ale czas wynieść je gdzieś na strych umysłu, zacząć myśleć trzeźwo,
pomyśleć o poszukaniu dobrze płatnej i zapewniającej pozycję pracy, dać sobie
spokój z marzycielstwem. Albo co uważają, że nie warto inwestować czasu i
energii w relacje z innymi lub sprawy, których doprowadzenie do końca wymaga
cierpliwości, trudu i ryzyka.
W Brazylii ten młody człowiek pokazał,
że nawet gdy coś wydaje się niemożliwe, nie wolno się poddać
W takiej samej sytuacji znalazł się
Sebastian Vettel podczas GP Brazylii. Spadł na ostatnie miejsce, a samochód był
lekko uszkodzony. Nie była to sytuacja łatwa, a Vettel mógłby poddać się
stwierdzając, że wszystko stracone i pojedzie tylko po to, aby dojechać do
mety. Po co ruszać w szaleńczą pogoń skoro i tak prawdopodobnie nic z tego nie
wyjdzie? Mimo to zaczął pędzić do przodu, nie poddał się i osiągnął cel jakim było
dla niego trzecie pod rząd Mistrzostwo Świata. Jego myśl o tym, że wszystko
stracone nie sprawdziła się, choć wszystkie okoliczności przemawiały za jej
słusznością. Takiej postawy i ambicji
każdemu z Was życzę.
Oczywiście można lubić Sebastiana
Vettela, można też za nim nie przepadać. Znajdą się też tacy, którzy twierdzą,
że jego zwycięstwa to zasługa pracy zespołu i dobrego samochodu. I powiem Wam,
że mają oni rację., ale z drugiej strony na nic zdałby się najlepszy sprzęt
gdyby nie talent, ambicja młodego człowieka i wola walki.
10.12.2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz