Każdy producent będzie dążył do jak najmniejszych kosztów produkcji. Chęć zysku nie zwalnia jednak z pewnych zasad przyzwoitości. W tym artykule wcielam się w biznesmena - idealistę.
Jako mały chłopiec kolekcjonowałem
modele sportowych samochodów. Były to
głównie auta wykonane w skali 1:43.
Pośród około 30 miniaturowych przedstawicieli świata motoryzacji znajdowały się takie rarytasy jak Chevrolet
Corvette, Ferrari Testarossa, Bugatti EB110 oraz Ferrari F310B, którym w roku
1997 ścigał się sam Michael Schumacher. Modele wykonywane były przez włoską
firmę Bburago i na spodzie każdego egzemplarza można było dostrzec niewielki
napis made in Italy. Świetnie
wykonane i odwzorowane pojazdy można było kupić za pięć złotych! Do
dziś posiadam większość autek, przez co mój pokój może budzić skojarzenia z
garażem kolekcjonera rzadkich automobili. Wrażenie potęguje porozwieszana na
ścianach spora ilość obrazków z szybkimi samochodami. Niewątpliwa wspaniałość
moich modeli nie jest jednak głównym tematem.
W pierwszych latach XXI wieku pewien
azjatycki kraj słynący z Wielkiego Muru, kung-fu oraz komunizmu stał się jedną
z większych potęg gospodarczych na świecie. Dla mnie osobiście jest to zaskakujące,
że państwo w którym panuje komunistyczny ustrój ma pieniądze na organizację
olimpiady, budowę nowych dróg, światowej rangi torów wyścigowych czy miast z
niemałą ilością drapaczy chmur. Coś tutaj wyraźnie mi nie pasuje. Logicznie
rozumując powyższa sytuacja prędzej powinna mieć miejsce w takim kraju jak Polska, która z komunizmem
pożegnała się prawie 25 lat temu i miała mnóstwo czasu oraz możliwości, by stać
się niekoniecznie światowym mocarstwem albo drugim Monako, ale państwem
stojącym na takim poziomie jakim dziś cieszą się Czechy czy nawet Austria.
To zaskakujące, że nowoczesne miasta, drogi i stadiony powstają w kraju komunistycznym.
Tymczasem Chińczycy skusili świat
atrakcyjnym jabłkiem, które nazywa się tania siła robocza. Wiele renomowanych
firm i przedsiębiorstw z Europy i Ameryki Północnej pchana chęcią zarobienia
jak największej liczby pieniędzy, przeniosła swoją produkcję do tego
azjatyckiego państwa. Dotyczy to także firm, które zajmowały się tworzeniem
miniaturek Ferrari lub Porsche. Kiedy konkurencja przeniosła się do kraju
środka, Bburago postanowiło pozostać we Włoszech. Decyzja ta choć idealistyczna i powiedzieć
można, że w pewnym sensie patriotyczna, okazała się nieskuteczna jeśli chodzi o
ekonomiczny punkt patrzenia na świat. Włoska manufaktura nie wytrzymała
konkurencji i zwyczajnie splajtowala. Odrodzenie nastąpiła wprawdzie po dwóch
latach, ale po wejściu na stronę producenta okaże się, że siedziba główna
mieści się w Honk Kongu, a kiedy odwrócimy mały samochodzik brzuchem do góry,
okaże się, że jest tam napisane słynne – made
in China.
Przenoszenie działalności do Chin
jest najzwyczajniej w świecie opłacalne zarówno dla Chińczyków jak i
właścicieli firm. Pamiętam jak kiedyś rozmawiałem na ten temat z moim kolegą,
który jest studentem na poznańskiej Akademii Ekonomicznej, interesuje się
biznesem i czytuje biznesowe czasopismo Forbes. Stwierdziłem, że gdybym był
właścicielem jakiejś firmy to nie przenosiłbym produkcji do Chin, bo wiem, że
za tanią siłą roboczą stał by wyzysk człowieka i czyjaś niewolnicza praca.
Kolega zapytał czy gdybym miał firmę produkującą powiedzmy podkoszulki,
wolałbym produkować na miejscu, czy w Chinach co kosztowało by mnie jakieś dwa
razy taniej. Gdy odpowiedziałem, że z powodu wymienionych przeze mnie względów, mimo wszystko wolałbym produkować na
miejscu dowiedziałem się, że bardzo szybko stałbym się bankrutem. Cóż, ekonomia
i biznes nie są ani nigdy nie były w kręgu moich zainteresowań…
Takich
idealistów jak ja jest raczej niewielu. Nie ma co ukrywać, że przyciąganie
inwestorów tanią siłą roboczą jest bardzo ważnym elementem rozkręcania się
Chińskiej Republiki Ludowej. Nie wszystko jest takie piękne jak na pierwszy
rzut oka mogłoby się zdawać.
To wszystko powoduje, że ludzie w
krajach skąd pochodzi dana firma tracą pracę, ponieważ zamyka się dotychczasowe
fabryki by przenieść je na azjatycki kontynent. Tania siła robocza, tańsze produkty,
po prostu fantastycznie! Pomyślcie jednak o zwyczajnym Kowalskim, który osiem godzin
dziennie siedzi przy maszynach w hali produkcyjnej. Pewnego dnia jakiś grubasek
w garniturze i krawacie oznajmił, że choć niezmiernie mu przykro, trzeba
zamknąć fabrykę, by przenieść ją na Daleki Wschód. W tym momencie Kowalski
będzie miał gdzieś całą tę ideę taniej siły roboczej, bo ze strachem będzie
myślał o tym skąd teraz weźmie pieniądze na domowe rachunki i studia dla
dzieci.
Albo inna sytuacja. Ktoś idzie do
sklepu, aby kupić sobie jaką część garderoby. Ogląda, przymierza, porównuje
ceny, w końcu się decyduje. Zadowolony wychodzi ze sklepu wydawszy 200 złotych.
Kupiony produkt kosztowałby 400 złotych, gdyby był wytworzony w Europie.
Byłoby to wspaniałe, gdyby nie pewien
często niezauważany fakt. Za tańszymi produktami idzie w parze tania siła robocza.
Tania siła robocza często zaś wiąże się z pracą nawet przez 16 godzin dziennie
w fabrykach gdzie coś takiego jak bezpieczeństwo i higiena pracy jest pojęciem
nieznanym, za co dostają nędzne wynagrodzenie. Dlatego, choć niektórym wydaje
się to dziwne, ja sam wolę wydać więcej pieniędzy na coś wyprodukowanego w
Europie, albo Stanach Zjednoczonych i cieszyć się, że nie wspieram wyzysku
drugiego człowieka. Choć czasem nie mam wyboru. Zwłaszcza chcąc kupić sprzęt
komputerowy, albo nawet muzyczny, muszę liczyć się z tym, że raczej nie znajdę
czegoś, co nie pochodziłoby z Azji. Z
drugiej jednak strony warto też zdać sobie sprawę, że kupienie produktu z
Dalekiego Wschodu być może zapewni komuś miskę ryżu dla rodziny…
Za towarami produkowanymi w Chinach często stoi wyzysk oraz...próba podbicia świata.
Mijają czasy w których terytoria
obcych państw podbija się za pomocą wojaczki. Wiele wieków temu chcąc zdobyć
obce terytoria sięgało się po zbroje i miecze, a wielka liczba rycerzy ruszała
ku Azji Mniejszej aby, pod przykrywką obrony chrześcijaństwa, zwiększyć swoje
wpływy w ówczesnym świecie. Później miecze i zbroje zastąpiono prymitywnymi karabinami, zdobionymi
szabelkami i topornymi armatami. W kolejnym etapie historii pojawiły się
czołgi, okręty i samoloty. Ostatnio zagarnianie nowych terytoriów odbywa się
nie poprzez zbrojny najazd na inny kraj, ale dzięki ekonomii. Zabrzmi to jak
teoria spiskowa, ale uważam, że wykupywanie udziałów w europejskich firmach
oraz przyciąganie Zachodnich firm, by to właśnie u nich produkowały swoje
towary, to sposób Chińczyków na to, aby uzależnić od siebie resztę świata.
Świat cieszy się z oszczędności jakie dają małe koszty produkcji, a Chińczycy,
budujący swoją gospodarkę w dużej mierze na wyzysku, też się cieszą, ale ze
swojego ukrytego podboju świata.
Cóż zatem powiedzieć na koniec i jak
to podsumować? Choć przenoszenie produkcji do Chin pozwala firmom oszczędzić
duże pieniądze, to mimo wszystko odbywa się to pewnym kosztem. Ten koszt to
przede wszystkim napędzanie wyzysku człowieka, pozbawianie pracy ludzi w
rodzimym kraju oraz uzależnianie się od warunków stawianych przez
przedstawicieli Państwa Środka. Coraz częściej chęć zysku staje się ważniejsza
niż poczucie przyzwoitości wobec drugiego człowieka, wspieranie rodzimego rynku
pracy i poczucie niezależności. Wydaje mi się, że osoby, które patrzą na to wszystko w podobny sposób jak
ja, porównać można do idealistów, albo
honorowych rycerzy, których postawy i ideały należą do przeszłości. Są
wprawdzie podziwiani, ale w rzeczywistości nikt już nie liczy się z tym co sobą
reprezentowali. Mam nadzieję, że jednak się mylę.
Spoglądam
właśnie na granatowy model Ferrari 456GT, który stoi na jednej z półek w moim pokoju. Choć ma
już ponad dziesięć lat, jest zadbany, a jego lakier błyszczy. Pochodzi z
czasów, w których Bburago miało jeszcze swoją siedzibę we Włoszech. I to mi się
podoba – samochód italijskiej marki, wyprodukowany w swoim rodzimym kraju.
26.06.2013