Kościelna Wieża


 Nie trzeba być teologicznym umysłem na miarę św Tomasza z Akwinu, by dostrzec kryzys Kościoła w Polsce.  Dlaczego tak się dzieje i czy niesie to jakieś pozytywy?

      Co roku w kościele katolickim w maju lub czerwcu ma miejsce święto Bożego Ciała. Nie wiem jak to wygląda w innych krajach, ale w Polsce tego dnia mamy dzień wolny i w całym kraju z okazji owego święta odbywają się procesje. Zawsze uczestniczę w tych religijnych uroczystościach. Choć nie jest to czymś obowiązkowym, to jednak uważam, że jest to coś ważnego. Pozwoliło mi to takze zaobserwować pewną tendencję. Otóż od kilku lat frekwencja stopniowo, pomału, aczkolwiek nieustannie, zmniejsza się, co raczej nie jest kwestią niesprzyjającej pogody.  Jest to, myślę, jeden z przejawów tego, że w Polsce coraz więcej ludzi oddala się od Kościoła i nie za bardzo zawraca sobie głowę różnymi religijnymi praktykami.
     Każe to postawić sobie pytanie czy nadal żyjemy w chrześcijańskiej rzeczywistości. Nie tylko procesje mogą pochwalić się coraz niższą frekwencją. To tylko jeden z symptomów. Wystarczy chociażby w zwyczajną niedzielę wybrać się do kościoła, aby przekonać się, że coraz trudniej uświadczyć tam wielkich tłumów.  Pamiętam jeszcze jako kilkuletni chłopiec, że gdy wyszło się na Mszę zbyt późno, to aby znaleźć siedzące miejsce trzeba się było dobrze rozejrzeć. Tymczasem teraz, nawet jeśli wyjdę kilka minut przed Mszą, z reguły nie będę miał problemu ze znalezieniem miejsca i to na tyle przestronnego, że gdyby nagle przyszło mi do głowy maksymalnie rozłożyć ręce w lewo i prawo, mógłbym to zrobić bez obaw, że niechcący kogoś uderzę. W sumie dla kogoś takiego jak ja jest to korzystne zjawisko. Nie lubię tłoku, ciasnoty i tego w kościele najczęściej nie muszę się obawiać. Z kolei w ostatnią niedzielę miałem nawet całą ławkę tylko dla siebie.


           Procesje w Boże Ciało to bardzo piękna, choć coraz rzadziej doceniana tradycja.


            Poza tym, zdaje mi się, że także w codziennym życiu coraz mniej ludzi liczy się z chrześcijańskimi zasadami. Słyszy się  głosy mówiące, że zasady te są przestarzałe i w wielu kwestiach wymagają one reformy, więc ludzie zaczynają żyć na własnych regułach. Można po prostu powiedzieć, że, nie wdając się w szczegóły,  dla coraz większej liczby ludzi, chyba zwłaszcza młodego pokolenia, głos Kościoła zwyczajnie przestaje być głosem autorytetu. Cóż, coraz częściej to co mówią chrześcijanie może zdawać się słowami wypowiadanymi przez jakąś mniejszość wyznaniową lub etniczną.
Co ciekawe, ludzie, którzy promują wolność słowa, liberalizm i szeroko rozumianą tolerancję, nie są w stanie spokojnie usiedzieć na miejscu gdy głos zabierze jakiś duchowny albo kościelny działacz, przecząc tym samym wartością, które tak usilnie próbują propagować między innymi przy pomocy tęczowych zestawień kolorów albo poprzez rozmaite marsze.
            Trzeba zastanowić się dlaczego chrześcijaństwo, przynajmniej w Europie , cieszy się coraz mniejszym szacunkiem. Jest to temat bardzo złożony i trzeba też zaznaczyć, że sam Kościół nie jest tutaj niewinny. Nie będę tutaj nikomu mydlił oczu, że każdy ksiądz to osoba, której życiowa postawa jest autentycznie godna podziwu i kimś kto jest wyrozumiałym pasterzem starającym się na wszelkie możliwe sposoby zachęcić ludzi do dobrego życia. Nieraz zdarza się, że jakiś jegomość w sutannie nie żyje zgodnie z tym o czym mówi z kościelnej ambony. Opłaty „co łaska” za zamówienie mszy, ślub czy chrzest są dla mnie czymś totalnie bezsensownym. Będąc chrześcijaninem, uważam, że korzystanie z sakramentów albo prośba o modlitwę za zmarłego podczas Mszy jest czymś, co jako człowiekowi należ mi się jak psu kość i nikt nie ma prawa żądać ode mnie jakiejkolwiek za nie opłaty. Poza tym nie jest dobrze, gdy osoby zajmujące wysokie kościelne stanowiska żyją jak książęta w pałacykach i jeżdżą samochodami, na które zwyczajni ludzie musieliby odkładać pieniądze ładnych kilka lat.
Niekiedy zdarza się, że sama msza, będąca dla wierzących bardzo ważnym punktem w życiu, jest przez kapłana bardziej odklepywana niż odmawiana. Kapłan spieszy się tak, jakby zostawił w swoim mieszkaniu włączony gaz albo żelazko, a mszalnymi akcesoriami posługuje się jak zwykłym kubkiem z herbatą. To raczej nie jest budujący obraz.
            Poza tym brakuje autorytetów wśród „cywili”.  Wydaje mi się, że niezależnie czy mówimy o kimś kto wstaje rano, idzie do pracy na 7-8 godzin, a po południu wraca do rodziny lub zajmuje się swoim hobby, czy też, a może nawet w pierwszej kolejności, o ludziach powszechnie znanych i lubianych  – aktorach, sportowcach, muzykach czy ludziach mediów – brakuje osób, które w swoim życiu wskazywałyby na to, że faktycznie warto kierować się chrześcijańskimi zasadami i nie są one jakimś nudnym i niezrozumiałym zestawem nakazów i zakazów.
            Brak autorytetów powoduje, że w świecie w którym codziennie zalewa nas masa rozmaitych informacji i różne propozycje stylów bycia, niejednemu może być ciężko odróżnić to co faktycznie ma jakąś wartość, od tego co tak naprawdę jest bezwartościowym bublem. Niejednemu ciężko się w tym wszystkim odnaleźć i połapać, zwłaszcza komuś kto dopiero jest na etapie kształtowania własnej tożsamości.

                  Kryzys Kościoła w pewien sposób może spowodować jego umocnienie

            Łatwo zatem zauważyć, że Kościół w Polsce przeżywa kryzys. Przy stwierdzeniu o chrześcijańskiej rzeczywistości w kraju należy postawić duży znak zapytania.  Z jednej strony taka sytuacja niepokoi, ale z drugiej strony ma to swoje dobre strony. W Kościele zostaną tylko te osoby, które faktycznie tego będą chciały,  i którym autentycznie zależy na postępowaniu według nauczania Jezusa. Paradoksalnie sprawi to, że wspólnota ta zdecydowanie się umocni.
            Na koniec tego świątecznego dnia, o którym pisałem na początku, miałem okazję patrzeć na okolicę z najwyższego piętra pewnego budynku. Nad okolicznymi domami górowała wysoka wieża neogotyckiego kościoła. Ze wszystkich stron na niebie przesuwały się ciemne i potężne burzowe chmury. Wydawać się mogło, że próbują one zakryć ową kościelną wieżę. Podobnie bywa w otaczającej nas rzeczywistości. Różne głosy próbują stłumić to co proponuje życie zgodne z zasadami wiary. Czy im się uda?
W końcu, późnym wieczorem, błyskawice zniknęły, grzmoty ucichły, ulewa przeszła gdzieś dalej, a wieże nadal stała niewzruszona. Myślę, że tak samo będzie  ze wspólnotą Katolików. Ciemne chmury i grzmoty przeminą, a Kościół nigdy nie upadnie.


                                                                                                                               7.06.2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz