Wielu ludzi cieszy się faktem, że zimę mamy już za sobą. Są jednak tacy, którzy z własnej woli wybierają się w najmroźniejsze rejony świata.
Antarktyda – najzimniejszy kontynent
na Kuli Ziemskiej zajmujący powierzchnię 14 milionów kilometrów kwadratowych.
Ten lodowy świat położony na południowym krańcu naszej planety zajmuje większą
powierzchnię niż terytorium Europy. To jedyny kontynent na ziemi gdzie na stałe
nie mieszka ani jeden człowiek oraz nie powstało ani jedno państwo. Jedynymi
przebywającymi tam dłuższy czas osobami są naukowcy i badacze pracujący w
jednej z 37 znajdujących się na tym niegościnnym terenie stacji naukowych –
wśród nich także i w Polskiej Stacji
Badawczej im. Arctowskiego. To ludzie, którym nie straszne są temperatury grubo
poniżej zera. Szata roślinna oraz fauna nie należą do bujnych i różnorodnych gatunkowo.
Kwiaty rosnące na Waszym balkonie to amazońska puszcza w porównaniu z
roślinnością Antarktydy. Wszelakie naturalne życie spotkać można jedynie na
obrzeżach lądu, wyspach oraz w lodowatych, morskich przestrzeniach. Pod powierzchnią
tego zamarzniętego świata kryje się jednak wielkie bogactwo surowców
mineralnych. Odkryto tam duże pokłady węgla kamiennego, rud żelaza, złota,
miedzi, ołowiu oraz srebra. Wielu jest takich, którzy chcieliby stać się ich
posiadaczami ale ci, którzy chcieliby je pozyskać muszą, przynajmniej w
najbliższej przyszłości, schować swoje plany głęboko do szuflad biurek. Dzisiaj
jest to niemożliwe ze względu na podpisany w roku 1959 Traktat Antarktyczny
m.in. zabraniający pozyskiwania surowców naturalnych.
Antarktyda jest kontynentem,
podobnie jak Australia, ze wszystkich stron otoczonym wodami oceanicznymi.
Opływają ją Morze Rossa, Morze Weddella, Morze Bellingshausena oraz Morze
Amundsena. Wybrzeże jest oddalone o 1000 kilometrów od
Ameryki Południowej, ponad 3000 kilometrów od Australii oraz niemal 4000 kilometrów od
wybrzeży południowej Afryki. Powierzchnia pokrywy lodowej to aż 13,3 miliona
kilometrów kwadratowych – 90% światowych zasobów lodowych. Średnia miąższość to
2700 kilometrów.
Wystarczająco dużo aby całkowicie zakryć najwyższy szczyt Polski – Rysy.
Maksymalna zanotowana grubość pokrywy lodowej wynosi natomiast 4776 metrów. Średnia
prędkość spływu, który ma kierunek od środka lądu w stronę oceanów to 200 metrów na rok. Choć
rozmiar powyższych liczb robi wrażenie swoim ogromem, to trzeba zaznaczyć, że
ponad 30 milionów lat temu granica lądolodu mogła znajdować się nawet 200 kilometrów dalej
na północ niż ma to miejsce dzisiaj. Trudno uwierzyć, że w mezozoiku panował tu
ciepły klimat umożliwiający życie dinozaurom. Dziś dominują tam jedynie
zwierzęta morskie i pingwiny. Gady, płazy czy nawet ssaki lądowe nie występują
tam w ogóle. Najwyższym szczytem na Antarktydzie jest osiągający wysokość 4892 m n.p.m. Mt Vinson
znajdującym się w łańcuchu górskim – Góry Ellswortha.
Na całej Antarktydzie występuje
klimat polarny, który jest jednak nieco łagodniejszy w okolicach morskich
wybrzeży. Najniższe temperatury panują we wnętrzu kontynentu. Rekordowe
wartości mogą dochodzić nawet do -90 stopni Celsjusza.
Przyznam, że nie potrafię sobie nawet wyobrazić tak niskiej temperatury.
Średnia roczna temperatura dla całego kontynentu wynosi -30 stopni Celsjusza.
Bez należytego przygotowania wystarczy krótka chwila na takiej temperaturze,
aby nabawić się nieprzyjemnych i poważnych odmrożeń. Opady z kolei wynoszą nie
więcej niż kilkaset milimetrów rocznie. Nic zatem dziwnego w fakcie, że, choć
nie spotkamy tam karawan ani kaktusów, obszar ten jest uznawany za jedną z
największych pustyń współczesnego świata.
Mimo niegościnności tego
zlodowaconego regionu świata, w historii ludzkości nie brakowało śmiałków,
którzy postanowili zbadać to terytorium, niejednokrotnie narażając tym swoją
reputację, majątek czy nawet zdrowie i życie. Na początku warto przytoczyć
fakt, że już w II wieku naszej ery, za sprawą Ptolemeusza, pojawiła się
koncepcja mówiąca o tym, że na południowym krańcu Ziemi musi znajdować się ląd
stanowiący przeciwwagę dla lądów znajdujących się na północy. Ląd ten nazwano Terra
Australis Incognito czyli Nieznany
Południowy Ląd, a teoria o jego istnieniu przetrwała wiele wieków. W latach
1773 – 74 Ferdynand Magellan płynąc na dalekich południowych wodach przekroczył
południowe koło podbiegunowe. Wprawdzie nie dotarł do Antarktydy, ale doszedł
do znaczącego i jak się okazało trafnego wniosku. Potencjalny południowy
kontynent musi znajdować się w zimnej strefie polarnej.
W
pierwszej fazie antarktycznych odkryć podróżnicy nie dotarli do samego
kontynentu, a jedynie do otaczających go wysp. Już w 1599 roku holenderski
żeglarz i odkrywca
Dirc Gerritsz dotarł do Szetlandów Południowych. W 1739 Jean-Baptiste Charles Bouvet de Lozier
dopłynął do Wysp Księcia Edwarda. W latach 1772–1775 wyprawa Jamesa Cooka
dotarła najdalej na południe, a w wyprawie uczestniczył naukowiec polskiego
pochodzenia, Johann Reinhold Forster. Ze względu na
zamarznięte morze, na jakiś czas wypraw w jeszcze dalsze regiony zaniechano. Rok
1820. Ekspedycja kierowana przez Edwarda Bransfelda dotarła do Półwyspu
Antarktycznego. Choć ze względu na trudności nawigacyjne nie było wiadomo czy
odkryty ląd to wyspa czy kontynent. Bransfeld wraz z załogą byli jednak
prawdopodobnie pierwszymi ludźmi, którzy postawili stopę na Antarktydzie.
Ostatecznego potwierdzenia istnienia Antarktydy dostarczyła wyprawa pod
kierownictwem G.S. Naresa, która odbywała się w latach 1872 – 1876. Wydarzenie
to zapoczątkowało okres licznych podróży na Antarktydę na przełomie XIX i XX
wieku. Jedną najsłynniejszych była wyprawa statku Belgia pod dowództwem de Gerlache'a. W podróży brali udział dwaj
Polacy, Henryk Arctowski i Antoni Dobrowolski. To właśnie na cześć tego
pierwszego nazwano polską stację badawczą na Antarktydzie. Owa wyprawa wymagała
niezwykłych poświęceń. Arktyczni śmiałkowie byli pozbawieni takich możliwości
jakie daje współczesna technika. Największym problemem była jednak konieczność
przymusowego zimowania gdy statek Belgica
został uwięziony w lodowym objęciu zamarzającego morza zwiastującego rychłe
nadejście nocy polarnej. Oznaczało to kilkumiesięczną ciemność, zimno i brak
jakiejkolwiek możliwości kontaktu z cywilizowaną częścią świata.
Dla wielu badaczy dotarcie do
brzegów Antarktydy nie było szczytem ambicji. Choć niektórym mogło wydać się to
szalone, znaleźli się tacy, którzy otwarcie zaczęli rozważać możliwość dotarcia
do południowego bieguna naszej planety. Pod koniec XIX wieku uznano, że tego
niewiarygodnego wyczynu można dokonać jedynie międzynarodowymi siłami. Dla ówczesnych, była to niemal tak znacząca
wyprawa jaką był lot na Księżyc dla ludzi, którzy śledzili przygotowania do
startu rakiety Saturn V w latach 60 – tych XX wieku. W pierwszej dekadzie XX
wieku przeprowadzono kilka wypraw w celu zbadania klimatu, glacjologii,
paleontologii oraz wykonania pomiarów dotyczących magnetyzmu ziemskiego.
Wyprawy te były jednocześnie przygotowaniami do pierwszego w historii ludzkości
zdobycia Bieguna Południowego. Pierwszo próbę zdobycie podjął już roku 1902 Robert
Scott. Była to jednak próba nieudana. Następna wyprawa podjęta w roku 1908
przez E. Shackletona zdobyła magnetyczny biegun południowy. W latach 1911 –
1912 przeprowadzono kolejne dwie wyprawy. Jedną z nich dowodził Robert Scott,
drugą Norweg Roald Amundsen, który miał już wtedy na koncie zdobycie Bieguna
Północnego. Pierwszy do bieguna dotarł Norweg, a był to dzień 14.12.1911 roku.
Scott dotarł do celu 18 stycznia roku następnego.
R. Scott wraz z towarzyszami przed wyruszeniem na biegun.
Niestety wyprawa Scotta nie skończyła się dobrze. Ten oficer brytyjskiej
marynarki wojennej niewątpliwie był człowiekiem ambitnym i bohaterskim, ale
jego wyprawa była źle zorganizowana co miało fatalne skutki. Brytyjczyk postanowił
w swojej wyprawie wykorzystać kuce islandzkie, które okazały się mniej odporne
na silny mróz aniżeli psy pociągowe z jakich korzystał Amundsen. Ponadto wziął ze sobą sanie motorowe, które
jednak nie były sprawdzone w warunkach polarnych. Prócz tego przed nadchodzącą
zimą przygotował tylko jeden magazyn z żywnością. Zaraz na początku wyprawy
Scott zmuszony był porzucić sanie motorowe, ponieważ ich silniki nie wytrzymały
temperatury, przy której zima z jaką mamy do czynienia w Polsce wydawać się
może niemal wakacyjną pogodą. Samochód, który nie chce odpalić po mroźnej nocy,
wydaje się przy tej sytuacji nic nie znaczącą błahostką.
Z tego powodu polarnicy zmuszeni
byli ciągnąć swój sprzęt i zapasy polegając jedynie na własnych siłach. Po
dotarciu do bieguna odnaleźli oni norweską flagę, drobne zapasy żywności oraz list napisany
przez Amundsena. Scottowi i jego towarzyszom nie udało się jednak pokonać drogi
powrotnej. Niesprzyjająca pogoda, kurczące się zapasy żywności i niedostateczne przygotowanie zakończyły tę
tragiczną, aczkolwiek niezwykle śmiałą ekspedycję. Robert Scott po dziś dzień
jest uznawany nie tylko przez Brytyjczyków, ale także ludzi z innych krajów i
kontynentów za prawdziwego bohatera. Wyprawa Scotta została znakomicie opisana
przez jednego z uczestników wyprawy – Aspleya Cherry – Garrarda – w książce „The works Journey In the World.” (Polski tytuł: „Na krańcu świata”.)
Po tych dwóch niezwykłych
podróżnikach pojawili się także inni, którzy postanowili dokonać tego
nieprzeciętnego wyczynu. Jednym z nich była Marek Kamiński. 26 grudnia 1995
roku po 53 dniach wędrówki na dystansie około 1400 kilometrów
dotarł on do Bieguna Południowego stając się pierwszym w historii człowiekiem,
który zdobył obydwa bieguny w
tym samym roku. Wagę dokonania
podkreśla fakt, że Kamiński wędrował samotnie.
Od samego początku antarktycznych
wypraw jednym z głównych celów było prowadzenie badań naukowych. Ekspedycje
prócz dotarcia do miejsc, w których nie było jeszcze żadnego człowieka,
przyniosły jeszcze inną korzyść. Poszerzyły one wiedzę z zakresu meteorologii,
oceanografii, kartografii, glacjologii, biologii czy geologii tego
najzimniejszego kontynentu. Na przestrzeni tych wszystkich lat naznaczonych
trudem i poświęceniem, badania Antarktydy przyniosły wiele dobrego. Poszerzyły
one horyzonty oraz zasób ludzkiej wiedzy. Wiedzy, która nie została zatrzymana
w gronie naukowców i badaczy, ale została spopularyzowana wśród zwyczajnych
ludzi. Podróżnicy i badacze, którzy mimo ryzyka odważyli się postawić nogę w
tej lodowej krainie stali się inspiracją pokazując, że warto dążyć do tego co
nieprzeciętne, nie tylko w dziedzinie odległych podróży i zdobywania biegunów.
Wielki podróżnik, wyczynowiec i nasz rodak - Marek Kamiński
Warto też wspomnieć o Polakach,
którzy mieli niemały wkład w rozwój wiedzy o Antarktydzie. Arctowski i
Dobrowolski, będąc zmuszonymi do zimowania na Antarktydzie, wykorzystali ten
czas przeprowadzając szereg badań. Eksponaty i zbiory dały zupełnie nowy obraz
tego ówcześnie niemal zupełnie nieznanego kontynentu. Arctowski jako pierwszy sformułował teorię o
tym, że łańcuch Andów przedłuża się przez wyspy Sandwich Południowy, Szetlandy
Południowe i Ziemię Grachama na Antarktydę. Dobrowolski z kolei po powrocie do
kraju zajął się popularyzowaniem nauki w polskim społeczeństwie. Materiały
stamtąd przywiezione były dla Polaków tym, czym byłyby dla nas eksponaty
dostarczone z Marsa. Dobrowolski też polskie wyprawy polarne w latach 30-tych
XX wieku. W latach powojennych Polacy w
niewielkich grupach uczestniczyli w wyprawach polarnych innych krajów. Wreszcie
w roku 1977 uruchomiona została wspomniana już wcześniej Polska Stacja
Antarktyczna im. Henryka Arctowskiego położona na Wyspie Króla Jerzego. Dziś
naukowcy prowadzą tam badania z takich dziedzin jak oceanografia, meteorologia,
geologia, sejsmologia, ekologia i inne.
Odkrywanie i badania Antarktydy
okupione były wielkim poświęceniem, trudem i wyrzeczeniami śmiałych i odważnych
ludzi. Ludzie ci są podziwiania do dziś, choć niektórzy doznali uszczerbku na
zdrowiu lub stracili życie. Bez tego poświęcenia wiedza o tym mroźnym i
niedostępnym kontynencie byłaby jednak znacznie uboższa.
Mateusz Fabiszak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz