Jeszcze szybciej i jeszcze mocniej


W Stanach Zjednoczonych jak i u naszych zachodnich sąsiadów znajdują się zakłady tuningujące   supersamochody.  Czy jest to bezcelowe działanie, czy godna podziwu praca? Oceńcie sami.
   
         Jestem osobą, która stara się być na bieżąco z tym co dzieje się w świecie motoryzacji z najwyższej półki. Czytam o najnowszych modelach starając się zapamiętać ich najważniejsze dane techniczne, oglądam też licznie udostępniane w internecie kilkunasto i kilkudziesięcio minutowe programy w których samochody poddawane są rozmaitym testom. Spędzane w ten sposób chwile nigdy mi się nie dłużą. Tym co jednak ostatnio przykuło moją uwagę nie są ani podsumowania zakończonego niedawno sezonu Formuły 1, ani nowe projekty i koncepty na miarę drugiej dekady XXI wieku tworzone przez ambitnych i podążających za trendami projektantów. Co zatem mnie zainteresowało? Jest to tuning.

            Żeby było jasne. Nie chodzi mi o rozmaite „aranżacje” Volkswagena Golfa, Audi A3 albo Hondy Civic polegającym na dodaniu spoilerów, obniżeniu zawieszenia czy założeniu chromowanych felg. Nie będzie  także mowy o amerykańskim tuningu znanego najlepiej z takich filmów jak „Szybcy i Wściekli” lub kolejnych odsłon gry „Need for Speed”.  Są tacy, którzy usłyszawszy słowo „tuning” kręcą nosem uważając to za fanaberię i oszpecanie wozu. Trzeba przyznać, że wykonany bez przemyślenia rzeczywiście potrafi sprawić, że na widok takiego auta piesi odwracają głowy w drugą stronę. Muszę jednak stwierdzić, że przeprowadzone z głową i w poczuciu estetyki zabiegi stylistyczne mogą sprawić, że przeciętne auto nabiera świeżości i atrakcyjnego wyglądu.

Tym o czym chciałbym opowiedzieć jest tuning takich aut jak Lamborghini Murcielago, Ford GT czy Ferrari 458. Wyobraźcie sobie, że w Waszym garażu stoi świeżo zakupiony egzemplarz Lamborghini Gallardo. W najnowszej wersji z 2012 roku jest w stanie przyspieszyć do setki w 3,7 sekundy, rozwija prędkość 325 km/h, a pod jego, znajdującą się w tylnej części, maską umieszczony jest silnik V10 o mocy 560 koni mechanicznych. Jego lakier błyszczy, na karoserii nie widać jeszcze ani jednej ryski, jedynie opony zdradzają pierwsze ślady zużycia po nocnym kręceniu bączków na jakimś pustym, podmiejskim parkingu. A gdyby tak spróbować jeszcze bardziej podkręcić osiągi?  Nic prostszego. No, może mechanik u którego przychodzi nam dokonywać rutynowych napraw nie ogarnąłby tego zadania, ale dla firmy Heffner Performance to bułka z masłem. Zdawać się może, że dla mechaników pracujących w tym znajdującym się na Florydzie warsztacie, majstrowanie przy najlepszych na świecie sportowych samochodach jest jak zaparzenie herbaty przed porannym śniadaniem. Świadczy o tym fakt, że ze wspomnianego Gallardo wycisnęli aż 1034 KM mocy. Czas na ¼ mili wynosi poniżej 10 sekund. Informacji o maksymalnej prędkości nigdzie nie znalazłem, ale śmiało można przypuszczać, że zdecydowanie wykracza ponad standardowe 325 km/h. Co ciekawe, Heffner Performance zapewnia, że mimo tak monstrualnych osiągów auto pozostaje łatwe w prowadzeniu. Chciałbym się osobiście o tym przekonać…

Zbyt powolne Lamborghini? Heffner Performance rozwiąże ten problem.

Bugatti Veyron –  najszybszy i najmocniejszy samochód drogowy na świecie. Jego rekord prędkości wynoszący 431 km/h został nawet oficjalnie wpisany do Księgi Rekordów Guinessa. Odrzucając jednak ramy produkcji seryjnej, ten hipersamochód nie może już mknąć autostradami ciesząc się pierwszym miejscem. Rok 2012. Był  pogodny, październikowy dzień. Na dystansie jednej mili czyli 1609 metrów specjalnie przygotowany przez Power Performance Racing, Ford GT o mocy 1700 KM rozwinął prędkość 456 kilometrów na godzinę, zostając uznanym najszybszym samochodem dopuszczonym jednocześnie do normalnego ruchu ulicznego. Amerykański sposób na tak niebywałe osiągi jest bardzo prosty. To podwójne turbo. Mechanicy z Power Performance Racing zapowiadają, że nie było to ich ostatnie słowo. Swoją drogą ciekawe co udało by się osiągnąć gdyby komuś przyszło do głowy podrasowanie Bugatti.

                     Ford GT PPR  -  zasmuci właściciela Bugatti Veyrona

W tyle za Amerykanami nie pozostaje Europa. Znanym na Starym Kontynencie przedstawicielem tuningu superaut jest niemieckie Edo Competition. Przeróbki naszych zachodnich sąsiadów nie są może tak ekstremalne jak działania ich kolegów zza Wielkiej Wody, ale i tak robią wrażenie. Niemcy na koncie mają własne wersje takich samochodów jak brytyjski arystokrata Bentley, włoskie bolidy Ferrari i Lamborghini czy choćby ich rodzime Porsche i BMW. Oczywiście muszę tu zaznaczyć, że nie byliby oni sobą gdyby nie dbałość o najdrobniejsze szczegóły maszyn. Tuning Edo Competition prócz poprawy osiągów dba także o polepszenie właściwości aerodynamicznych, a także o niższą masę poprzez zastąpienie niektórych partii nadwozia ich odpowiednikami wykonanymi z karbonu. Lekkim modyfikacją poddawane są także pokładowe systemy multimedialne. Zmiany nie ingerują jednak zanadto w oryginalny wygląd samochodów i z pewnością nie czynią z nich drogowych dziwolągów.  Niemcy wykonują tutaj, podobnie jak i w innych dziedzinach, precyzyjną i solidną robotę.

                          Edo Competition - Niemcy dbają o każdy detal

Zdania na temat tuningu najszybszych na świecie samochodów są podzielone. Jedni uważają to za totalny bezsens pytając jaki jest cel poprawiania czegoś co już od samego początku jest motoryzacyjnym arcydziełem. Tak, jak gdyby ktoś chciał na siłę poprawiać smak chłodnego, czerwonego Martini w letni wieczór po gorącym dniu. Z drugiej jednak strony dzięki temu możemy podziwiać maszyny o rekordowych osiągach i nieprzeciętnym wyglądzie. Delikatne zabiegi stylistyczne czy dodatkowe pakiety aerodynamiczne wcale nie psują wyglądu auta. Wręcz przeciwnie, są w stanie nadać mu jeszcze bardziej unikatowy charakter. Przeróbki wykonane z prawdziwym poczuciem estetyki to niezwykła pasja. By wykonać taką pracę dobrze, niewątpliwie potrzeba odpowiednich umiejętności i mistrzowskiego warsztatu. Powtarzając za jurorami popularnego w telewizji programu „Mam talent” powiem krótko: tuning superaut – jestem na tak!

                                                                                                                      4.12.2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz